2 stycznia 2011

XXXIX. Rasowy koń

Jest bardzo brzydka. A jednak jest urocza!

Czas i Miłość naznaczyły ją swymi pazurami i nauczyły brutalnie, że każda minuta i każdy pocałunek odzierają z młodości i urody.

Naprawdę jest brzydka; to mrówka, pająk, nawet – jeśli już chcecie – szkielet; ale to balsam, eliksir, czarnoksięstwo! W sumie jest cudowna.

Czas nie zdołał przemóc ognistej gracji jej chodu i niezniszczalnej harmonii kośćca. Miłość nie skaziła słodyczy jej dziecięcego oddechu, a Czas nie wyrwał nawet włosa z jej bujnej grzywy, w której płowym i dzikim zapachem płynie cała diabelska witalność francuskiego popołudnia: Nîmes, Aix, Arles, Awinionu, Narbony, Tuluzy, miast błogosławionych przez słońce, czarujących i rozkochanych!

Czas i Miłość daremnie łamały na niej zęby; w niczym nie uszczupliły nieśmiertelnego i niepojętego czaru jej chłopięcej piersi.

Zużyta może, ale nie zmęczona i wciąż dzielna; przywodzi na myśl konie szlachetnej rasy, które oko prawdziwego amatora rozpozna nawet w zaprzęgu dorożki albo ciężkiej platformy.

A przy tym jest tak łagodna i tak gorliwa! Kocha, jak kocha się jesienią; można pomyśleć, że bliskość zimy rozpala w jej sercu nowy ogień, a jej niewolnicza czułość nie jest nigdy ani trochę męcząca.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz