2 stycznia 2011

XLIV. Obłoki i zupa



Moja kochana mała wariatka nakrywała do kolacji, a ja przez otwarte okno jadalni obserwowałem cudowne gmachy ułudy, ruchomą architekturę, którą Bóg tworzy z oparów. I w zapatrzeni mówiłem do siebie: «Te wszystkie fantasmagorie są niemal tak piękne, jak oczy mojej pięknej ukochanej, mojej potwornej zielonookiej wariatki.»

Wtem brutalnie dostałem pięścią w plecy i usłyszałem uroczy zachrypły głos, histeryczny, jakby zgrubiały od wódki, głos mojej najdroższej małej wariatki, który pytał: « – Kiedy wreszcie siądziesz do tej zupy, ty cholerny handlarzu obłoków?»



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz