2 stycznia 2011

III. Confiteor artysty


Jakże przejmujące są schyłki jesiennych dni! Och, przejmujące aż do bólu! Zdarza się bowiem, że czucie rozkoszy jest jednocześnie nieokreślone i niezwykle intensywne; i nic nie rani dotkliwiej niż ostrze Nieśmiertelności.

Nieznana rozkosz – tonąć spojrzeniem w otchłani nieba i morza! Samotność, cisza, niepokalana czystość błękitu, maleńki żagielek drżący na horyzoncie, swoją nikłością i osamotnieniem naśladujący moje już nieodwracalne życie, monotonna melodia fali, wszystko to myśli przeze mnie, albo też ja myślę przez to wszystko (bo w bezmiarze marzenia nasze ja szybko się rozpływa!); wszystko to, jak mówię, myśli przeze mnie, ale muzyką i obrazami, bez sylogizmów, bez sofizmatów, bez wywodów.

Jednakże myśli, płynące ze mnie, czy też z tego co mnie otacza, prędko nabierają nadmiernej intensywności. natężenie rozkoszy wywołuje niepokój i niewątpliwe cierpienie. Moje zbyt napięte nerwy drgają już tylko zgrzytliwie i boleśnie.

Teraz głębia nieba mnie oszałamia, jego przejrzystość mnie drażni. Nieczułość morza i nieruchomość pejzażu oburza mnie i odpycha.. Och, czyż mam wiecznie cierpieć, czy wiecznie uciekać przed pięknem? Naturo, czarodziejko bezlitosna, rywalko zawsze zwycięska, poniechaj mnie! Nie wystawiaj więcej na próbę moich pragnień i mojej dumy! Zgłębianie piękna to pojedynek, w którym artysta krzyczy w przerażeniu zanim zostanie pokonany.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz