2 stycznia 2011

XXIV. Plany


Przechadzając się po wielkim i pustym parku rozmyślał: «Jakże byłaby piękna w stroju dworskim, skomplikowanym i bogatym, zstępując w powietrzu pogodnego wieczoru po marmurowych stopniach pałacu pomiędzy wielkie trawniki i tafle wody. Bo zaiste wygląda jak prawdziwa księżniczka.»

Idąc później ulicą zatrzymał się przed sklepem z rycinami i odkrywszy w jednej z teczek sztych przedstawiający krajobraz tropików pomyślał: «Nie! to nie w pałacu powinno do mnie należeć jej drogocenne życie – nie bylibyśmy u siebie. Zresztą na tych upstrzonych złotem ścianach nawet nie znalazłbym miejsca, by powiesić jej portret, a w tych majestatycznych amfiladach nie ma żadnego zakątka do zwierzeń. Stanowczo to tam trzeba by mieszkać, żeby żyć moim marzeniem.»

I badając wzrokiem szczegóły ryciny ciągnął w duchu: «Na brzegu morza, piękny drewniany domek, otoczony tymi wszystkimi dziwnymi błyszczącymi drzewami, których nazw nie pamiętam... w powietrzu nieokreślony, upajający zapach... wewnątrz woń róży i piżma... dalej, na skraju naszej małej posiadłości szczyty masztów kołysane falą... wokół nas, za ścianami sypialni rozwidnionej różowym światłem przesianym przez zasłony, przybranej świeżymi matami i pełnej odurzających kwiatów, z parą ciężkich, ciemnych foteli w stylu portugalskiego rokoka (w których odpoczywałaby spokojna, pieczołowicie wachlowana, paląc lekko opiumowany tytoń!), za werandą – zgiełk pijanych światłem ptaków i paplanina małych Murzynek... a nocą, akompaniując moim snom, płaczliwy śpiew drzew muzycznych, melancholijnych kazuaryn! Tak, właśnie tam jest sceneria, której szukałem. Na co mi pałace?»

Ale dalej, krocząc szeroką aleją, spostrzegł czyściutką gospodę, z której okna, rozweselonego pstrokatą perkalikową firanką, wyglądały dwie roześmiane twarze. I zaraz pomyślał «Moja wyobraźnia to niepoprawna wędrowniczka; żeby też tak daleko szukać tego, co jest tak blisko. Radość i szczęście mieszkają w pierwszej napotkanej gospodzie, w gospodzie przypadku tak zasobnej w rozkosze. Ogień na kominku, jaskrawe fajanse, znośna wieczerza, cierpkie wino i szerokie łóżko z trochę szorstkimi, ale świeżymi prześcieradłami; czy może być coś lepszego?»

I wracając samotnie do siebie, w porze, kiedy podszeptów Mądrości nie głupszy już zgiełk życia zewnętrznego, myślał: «Miałem dziś, w marzeniu, trzy domy, w których mieszkałem z równym zadowoleniem. Po co zmuszać moje ciało do zmiany miejsca, skoro moja dusza podróżuje z taką łatwością? I po co urzeczywistniać plany, skoro sam plan sprawia już dostateczną przyjemność?»



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz