2 stycznia 2011

XXV. Piękna Dorota



Słońce przygniata miasto okrutnym, prostopadłym światłem; morze się iskrzy, piasek oślepia. Otępiali ludzie opadają z sił i bezwolnie oddają się sjeście, sjeście, która jest jakby słodkim umieraniem, bo śpiący na pół przytomnie poi się rozkoszą własnego unicestwienia.

Tymczasem Dorota, mocna i dumna jak słońce, kroczy opustoszałą ulicą – jedyna żywa istota pod niezmierzonym lazurem – odcinając są od światła jaskrawą i czarną plamą.

Kroczy, kołysząc miękko wąskim torsem nad szerokimi biodrami. Obcisła jedwabna sukienka, jasna i różowa, żywo odbija się od mroków jej skóry i dokładnie opina długą talię wklęsłe plecy i szpiczaste piersi.

Czerwona parasolka przesiewając światło rzuca na ciemną twarz krwistą szminkę refleksów.

Brzemię olbrzymich, prawie granatowych włosów odchyla do tyłu drobną głowę Doroty, nadając jej wygląd triumfalny i leniwy. Ciężkie kolczyki dyskretnie szczebioczą u małych uszek.

Czasami morska bryza unosi róg szerokiej spódnicy i odsłania jej łydkę, lśniącą i wspaniałą; a jej stopa, podobna stopom marmurowych bogiń, które Europa zamyka w muzeach, odciska wiernie swój kształt w miałkim piasku. Bo Dorota jest tak niesłychaną kokietką, że dla przyjemności budzenia zachwytów poświęca dumę istoty wolnej, i chociaż przestała być niewolnicą, nadal chodzi bez trzewików.

Kroczy harmonijnie, przepełniona radością życia, uśmiechając się białym uśmiechem, tak jakby w oddali widziała lustro odbijające jej ruchy i jej urodę.

Dla jakiej to ważkiej przyczyny, w porze, kiedy jęczą nawet psy boleśnie kąsane przez słońce, leniwa Dorota tak kroczy, piękna i zimna jak spiż?

Dlaczego opuściła swoją chatkę, urządzoną z taką kokieterią, pełną mat i kwiatów, które małym kosztem zamieniły ją w prawdziwy bulwar, gdzie lubi czesać swoje włosy, palić, dawać się wachlować, albo przeglądać się w lusterku wielkiego wachlarza z piór, podczas gdy morze, bijące o plażę sto kroków dalej, potężne i monotonne akompaniuje je nieokreślonym marzeniom, a żelazny kociołek, w którym dusi się potrawka z krabów z ryżem i szafranem, śle z podwórza podniecające zapachy?

Czyżby śpieszyła na spotkanie z jakimś młodym oficerem, który na dalekich wybrzeżach usłyszał rozmowę swoich kolegów o sławnej Dorocie? Poprosi do z pewnością, prostoduszne stworzenie, żeby jej opisał bal w paryskiej Operze, i zapyta, czy można tam iść boso, jak na niedzielne tańce, gdzie nawet stare Kafryjki wpadają w upojenie i radosny szał; i zapyta do jeszcze, czy wszystkie piękne damy w Paryżu są ładniejsze niż ona.

Dorota jest pusta i podziwiana przez wszystkich i byłaby zupełnie szczęśliwa, gdyby nie to, że musi ciułać piastr do piastra na wykup młodszej siostry, która ma już jedenaście lat, i już dojrzała, i jest taka piękna! Poczciwa Dorota! na pewno jej się uda. Pan dziecka jest tak skąpy! Za skąpy, żeby pojąć piękno niepodobne do piękna dukatów.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz