2 stycznia 2011

XVIII. Zaproszenie do podróży


Jest pewien wspaniały kraj, o którym mówią, że to prawdziwa Kokania; kraj, który w marzeniach zwiedzam ze starą przyjaciółką. Kraj osobliwy, skąpany w mgłach nasze Północy, a który można by nazwać Wschodem Zachodu, Chinami Europy – takiej swobody zażywa w nim rozpalona i kapryśna wyobraźnia, z taką cierpliwością i uporem przyozdobiła go swoją wyszukaną i delikatną roślinnością.

Prawdziwa Kokania, kraina, gdzie wszystko jest piękne, bogate, spokojne i godne, gdzie zbytek ma ład za zwierciadło; gdzie życie jest wystawne i słodko się nim oddycha; gdzie nieład, zgiełk i niespodzianka nie mają prawa pobytu; gdzie szczęście zaślubiło ciszę; gdzie nawet kuchnia, tłusta i pikantna, pełna jest poezji; gdzie wszystko podobne jest tobie, mój drogi aniele.

Znasz-li tę gorączkę, co trawi nas w zimnym nieszczęściu, tę tęsknotę po nieznanej ojczyźnie, ten chory niepokój ciekawości? Jest kraj podobny tobie, gdzie wszystko jest piękne, bogate, spokojne i godne, gdzie wyobraźnia zbudowała i ozdobiła zachodnie Chiny, gdzie życiem słodko się oddycha, gdzie szczęście zaślubiło ciszę. Tam właśnie trzeba nam jechać i tak żyć, tam właśnie trzeba nam jechać i tam umrzeć!

Tak, tam właśnie trzeba nam jechać, tam oddychać, marzyć i wydłużać godziny nieskończonością wrażeń. Ktoś skomponował kiedyś Zaproszenie do walca; jaki muzyk ułoży Zaproszenie do podróży, które można by ofiarować ukochanej, ofiarować siostrze z wyboru?

Tak, w tej atmosferze dobrze by się nam żyło, tam, gdzie powolniejsze godziny wypełnia więcej myśli, gdzie zegary wydzwaniają szczęście wymowniej i z większym namaszczeniem.

Na błyszczących boazeriach albo złoconych skórach połyskujących ciemnym bogactwem żyją dyskretnie malowidła, błogie, ciche i głębokie jak dusze artystów, którzy je tworzyli. Blaski zachodu, przesiane przez piękne tkaniny albo wysokie rzeźbione okna podzielone ołowiem na małe kwatery, barwią bogato salę jadalną i salon. Meble są ogromne, niezwykłe, dziwaczne; jak subtelne dusze – zbrojne w zamki i skrytki. Zwierciadła, brązy, tkaniny, srebra, fajanse grają tajemniczą i niemą symfonię; a ze wszystkich sprzętów, ze wszystkich zakamarków, ze szpar szuflad i fałd tkanin płynie jakiś osobliwy zapach, jakiś zew Sumatry, który jest duszą komnat.

Prawdziwa Kokania, wierz mi, gdzie wszystko jest bogate, uładzone i błyszczące, jak czyste sumienie, jak wspaniała bateria rondli, jak świetne srebra, jak tęczowa biżuteria! Gdzie napływają skarby całego świata, jak w dom człowieka, który swą pracą zasłużył się ludzkości. Kraj osobliwy, przewyższający wszystkie inne jak Sztuka przewyższa Naturę; kraj, gdzie Natura jest przekształcona przez marzenie, poprawiona, upiększona, przetworzona.

Niech szukają, niech wciąż szukają, niech wciąż dalej odsuwają grające swojego szczęścia ci alchemicy ogrodnictwa. Niech obiecują w nagrodę sześćdziesiąt i sto tysięcy florenów temu, kto rozwiąże ich ambitne problemy! Ja znalazłem już moją błękitną dalię i mój czarny tulipan!

Kwiecie nieporównany, alegoryczna dalio, tulipanie odnaleziony, to tam – nieprawdaż – do tego pięknego kraju, tak cichego i zamyślonego, trzeba nam jechać? Tam żyć i rozkwitać. Twoja alegoria byłaby ci oprawą, a za zwierciadło miałbyś, jak mówią mistycy, swój odpowiednik.

Marzenia! zawsze marzenia! A im bardziej ambitna i delikatna dusza, tym dalej marzenia unoszą ją od rzeczywistości. Każdy człowiek ma w sobie porcję przyrodzonego opium, wciąż wydzielaną i wciąż się odnawiającą; a ile można – od narodzin do śmierci – naliczyć godzin wypełnionych realną przyjemnością, działaniem zdecydowanym i skutecznym? Czy kiedykolwiek będziemy tam żyli, czy kiedykolwiek zamieszkamy w tym obrazie, który wymalowała moja fantazja, obrazie podobnym tobie?

Te skarby, te meble, ten zbytek, ten ład, te zapachy, te nieziemskie kwiaty to ty. Te szerokie rzeki i spokojne kanały to także ty, a niesione przez nie ogromne, ładowne bogactwem żaglowce, nad którymi płynie monotonny śpiew załogi – to moje myśli, co śpią albo kołyszą się na twoje piersi. Odbijając głębię nieboskłonu w przeźroczu twej duszy prowadzisz je powoli ku morzu, którego imię Nieskończoność; a kiedy udręczone przez fale i ciężkie dobrami Wschodu wracają do rodzinnego portu – to także moje myśli, co wzbogacone wracają z Nieskończoności ku tobie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz