2 stycznia 2011

XXVII. Bohaterska śmierć



Fancioulle był doskonałym błaznem i prawie przyjacielem Księcia. Ale dla osób skazanych na rozśmieszanie bliźnich rzeczy poważne mają zgubną ponętę; i chociaż może się wydać dziwne, że myśl o wolności i ojczyźnie despotycznie zawładnęła mózgiem trefnisia, pewnego dnia Fancioulle przystał do spisku zawiązanego przez paru niezadowolonych arystokratów.

Zawsze znajdą się zacni ludzie, którzy doniosą władzy o takich zgorzkniałych jegomościach, co chcą detronizować panujących i reformować społeczeństwo nie pytając nikogo o zdanie. Wspomniani arystokraci zostali aresztowani, a z nimi Fancioulle, i czekała ich pewna śmierć.

Chętnie dałbym się przekonać, że Książę był prawie zmartwiony ujrzawszy wśród buntowników swego ulubionego aktora. Bo Książę nie był ani lepszy, ani gorszy niż inni; chociaż jego nadzwyczajna wrażliwość sprawiała, że w wielu sytuacjach bywał bardziej okrutny i bardziej despotyczny od sobie podobnych. Namiętnym miłośnik sztuk pięknych, przy tym wytrawny koneser, był wiecznie spragniony nowych rozkoszy. Raczej obojętny, gdy szło o ludzi i o moralność, sam prawdziwy artysta, za naprawdę groźnego wroga uważał jedynie Nudę, a osobliwe wysiłki, które podejmował, żeby oszukać lub pokonać tę okrutną tyrankę wiata, zapewniłyby mu niewątpliwie u surowszych historyków przydomek «potwora», gdyby nie to, że w jego włościach nie wolno było pisać niczego, co nie byłoby wyłącznie źródłem przyjemności albo zdziwienia, które jest przyjemnością w szczególnie subtelnej postaci. Nieszczęście Księcia polegało na tym, że nie dysponował sceną dostatecznie obszerną, aby spożytkować swoje uzdolnienia. Wielu młodych Neronów dusi się w za ciasnych ramach i przyszłe pokolenia pozostaną nieświadome ich imion i dobrych chęci. Nieopatrzna Opatrzność obdarzyła Księcia geniuszem większym niż jego państwo.

Nagle rozeszły się pogłoski, że władca chce ułaskawić wszystkich sprzysiężonych; początek dała im zapowiedź galowego przedstawienia, w którym Fancioulle miał zagrać jedną ze swoich największych i najlepszych ról, i na którym, jak mówiono, mieli być także obecni arystokraci; widomy znak, zapewniały powierzchowne umysły, wielkodusznych zamiarów znieważonego Księcia.

Po człowieku z natury i z własnej woli tak bardzo ekscentrycznym można było oczekiwać wszystkiego; nawet cnoty, nawet łagodności, szczególnie gdyby spodziewał się znaleźć w nich nieoczekiwaną przyjemność. Jednak tym, którzy, podobnie jak ja, mieli sposobność zajrzeć nieco głębiej w otchłanie jego dociekliwej i chorej duszy, wydawało się stokroć bardziej prawdopodobne, że Książę chciał zbadać, jak wyrok śmierci wpływa na talent aktorski. Chciał skorzystać z okazji i dokonać eksperymentu fizjologicznego o zasadniczym znaczeniu: sprawdzić, do jakiego stopnia wrodzone zdolności artysty słabną lub zmieniają charakter w wyniku niepowtarzalnej sytuacji, w której go postawiono. Czy poza tym miał jeszcze w duszy mniej lub bardziej stanowczy zamiar okazania łaski? To pytanie, na które nie udało się znaleźć odpowiedzi.

Kiedy wielki dzień wreszcie nadszedł, cały miniaturowy dwór wystąpił z niesłychaną pompą; temu, kto tego nie widział, trudno byłoby sobie wyobrazić, jaki splendor potrafi roztoczyć z okazji uroczystego święta uprzywilejowana klasa małego państewka o skromnych zasobach. A to święto było uroczyste podwójnie: dzięki magii panującego przepychu oraz dzięki tajemnicy i doniosłości moralnej.

Imć Fancioulle celował przede wszystkim w rolach niemych albo skąpych w słowa, jakimi bywają często główne role w feerycznych widowiskach mających symbolicznie wyrazić tajemnicę życia. Wyszedł na scenę lekko i z absolutną swobodą, co w dostojnej publiczności utwierdziło jeszcze myśl o dobroci i przebaczeniu.

Mówiąc o aktorze: «To świetny aktor», używamy zwrotu, który ujawnia, że pod postacią sceniczną można jeszcze domyślić się aktora, to znaczy sztuki, wysiłku, woli. Gdyby aktorowi w stosunku do postaci, w którą ma się wcielić, udało się być tym, czym w stosunku do ogólnej i niejasnej idei piękna, byłyby najwspanialsze posągi starożytności, jakimś cudem obdarzone duszą, żywe, poruszające się i widzące, zaszedłby zaiste wypadek wyjątkowy i zupełnie nieoczekiwany. Otóż Fancioulle był tego wieczora idealizacją doskonałą, ponad wszelką wątpliwość żywą, możliwą i urzeczywistnioną. Książęcy błazen chodził, biegał, śmiał się, płakał, wił się w konwulsjach, a wokół głowy miał niegasnącą aureolę, niewidoczną dla wszystkich, ale widoczną dla mnie, aureolę, w której w przedziwny amalgamat stopiły się blask Sztuki i gloria Męczeństwa. Fancioulle, dzięki jakiejś szczególnej łasce, nasycał pierwiastkiem boskim i nadprzyrodzonym najszaleńcze nawet błazenady. Pióro mi drży i łzy wciąż trwającego wzruszenia napływają do oczu, kiedy próbuję wam opisać to niezapomniane przedstawienie. Fancioulle udowodnił mi w sposób niezbity i ostateczny, że upojenie Sztuką skuteczniej od wszystkich innych upojeń może przysłonić grozę otchłani; ż geniusz może grać komedię nad rozwartym grobem, wypełniony radością, która nie pozwala mu go dostrzec, przeniesiony do raju, z którego wygnano wszelką myśl o grobie i rozpadzie.

Cała publiczność, choć zblazowana i pusta, poddała się szybko wszechpotężnej władzy artysty. Nikt już nie myślał o śmierci, żałobie ani torturach. Każdy smakował w spokoju rozliczne rozkosze, jakimi napawa widok żywego arcydzieła. Wybuchy śmiechu i podziwy kilkakroć wstrząsały sklepieniem gmachu z siłą nieustającego grzmotu. Nawet Książę, w upojeniu, przyłączył swoje oklaski do oklasków dworu.

Dla przenikliwego oka, jego upojenie najwyraźniej było czymś zmącone. Czyżby poczuł się zraniony w swoim despotyzmie? Upokorzony w swojej sztuce serc i mrożenia umysłów? Zawiedziony w swoich nadziejach i oszukany w swoich przewidywaniach? Takie właśnie przypuszczenia, niekoniecznie uzasadnione, ale i nie całkiem nieuzasadnione, cisnęły mi się do głowy, kiedy obserwowałem twarz Księcia, na której wciąż nowa bladość przykrywała zwykłą bladość, jak śnieg przykrywa śnieg. Jego wargi zaciskały się coraz bardziej, a jego oczy rozpalały się wewnętrznym żarem, jakby zazdrości albo urazy, i to nawet wtedy, gdy ostentacyjnie oklaskiwał talenty swojego starego przyjaciela, przedziwnego błazna, który tak wspaniale błaznował ze śmierci. W pewnej chwili zobaczyłem jak Jego Wysokość pochyla się ku małemu paziowi, stojącemu trochę z tyłu, i coś mu szepce do ucha. Filuterna buzia ślicznego dziecka rozjaśniła się uśmiechem i paź zaraz opuścił raźnie książęcą lożę, jak gdyby dla wypełnienia jakiegoś pilnego rozkazu.

W parę minut później, kiedy Fancioulle zaiste był znakomity, przeciągły, ostry gwizd rozdarł uszy i zarazem serca. A z kąta widowni, w którym wybuchła ta nieoczekiwana dezaprobata, jakiś dzieciak puścił się biegiem na korytarz parskając zduszonym śmiechem.

Fancioulle, ogłuszony, zbudzony ze swego snu, najpierw zamknął oczy, żeby je prawie natychmiast otworzyć niewiarygodnie powiększone, potem rozwarł usta, jakby łapiąc konwulsyjnie oddech, kiwnął się w przód i w tył, u upadł martwy na scenę.

Czy ten gwizd, szybki jak cios mieczy, rzeczywiście oszczędził pracy katu? Czy Książę przewidział zabójczą skuteczność swojej sztuczki? Wolno w to wątpić. Czy żałował swojego drogiego i niezrównanego Fancioulle'a? Słodko i mądrze w to wierzyć.

Występni arystokraci ostatni raz mieli szczęście oglądać przedstawienie. Tej samej nocy wykreślono ich z grona żyjących.

Od tamtego czasu kilku mimów, słusznie cenionych w rozmaitych krajach, występowało przed dworem w ***, ale żaden z nich nie przypominam wspaniałego Fancioulle'a i żadnego Książę nie darzył już takimi względami.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz